niedziela, 27 lipca 2014

Wracam ;3

No więc tag, powracam! 
Jestem już w domu i powiem wam, że 11 rozdział już niedługo!
A w nim będzie się działoo!
Mogę to obiecac ;)



poniedziałek, 21 lipca 2014

Odejdźmy od tematu...

Heej!
Macie ode mnie pozdrowienia z Gdańska, tag własnie wy!
Jest tu cudownie.
Ale już powoli zabieram się do pisania 11 rozdziału.
Pamiętacie jeszcze zakończenie 10?
Szkoda, że nie mogłam widziec wyrazu waszej twarzy...
Na koniec macie moje zdjęcia z morza.
Ja i mój tata <33 

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 10

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Bardzo dziękuje, że wytrzymaliscie ze mną do 10 rozdziału.
Postaram się żeby był specialny.
Ale sądząc po moim beztalęciu raczej nic z tego nie wyjdzie ;c 
Aaaa dobra, zobaczymy!
Czytajcie <3
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
"- The Enemy? 

- Certainly not a friend. "


*Laura

   Zaczął się nowy dzień. Około 5:06 wstałam i poczłapałam do łazienki. Umyłam twarz, włosy spiełam w wysokiego koka i zrobiłam makijaż. W piżamie zeszłam na dół, już ze schodów poczułam słodki zapach nalesników.
- Dzień dobry. - powiedziałam i od razu dostałam pełen talerz. 
- Musisz miec siłę na naukę. - powiedziała do mnie mama. 
- Wiem, wiem. Muszę pocwiczyc tę Biole. 
- Musisz...dzis przychodzą goscie i liczę, że będziesz w domu.
- Lynch'owie? - zgadywałam.
- Nie tym razem. Starzy znajomi. Jak zaczynałas tu ostatnią klase gim. to spędzałas czas z ich córką. - i od razu wiedziałam o kim mowa. Destiny. 
   Destiny LaFonte. Dziewczyna z mojego gimnazjum, wspomnień oraz porażek życiowych. Uczepiła się mnie od razu, już pierwszego dnia! Udawałam przed rodzicami, że to moja dobra, a nawet najlepsza koleżanka, ale było inaczej. Kompletnie inaczej. Ja - cicha i dobra uczennica, która wpadała czasami w kłopoty przez nie zbyt dobą uczennicę, głosną i buntowniczą, ale za to jedną z najładniejszych lasek w szkole. Po zakończeniu gimnazjum w ostatniej chwili gdy już miałam isc do liceum z nią wybrałam inne. 
- LaFonte' nowie?! - zapytałam.
- LaFonte'nowie?! - również zapytała wchodząca do kuchni Van.
- Tak własnie. LaFonte'nowie przychodzą do nas na obiad! - mama usmiechnęła się promiennie i zmywała naczynia. Mnie i Van nie było do szczęscia. 
- I co teraz zrobisz? - pytała mnie Van w drodzę do szkoły. Specialnie mnie odprowadziła żeby pogadac. 
- Nie wiem. Pewnie będę udawac, że jej w ogóle nie pamiętam. Zmyje się do Ross'a bo za mną raczej nie pójdzie. 
- Hmmm, racja. Jak zmyjesz się do pokoju to matka będzie kazała ci ją zaprosic a to będzie...
- Nagła smierc. - dokończyłam. 
   Moje liceum jest zbudowane z jednej z najstarszych budowli w Los Angeles. Zostało tylko odmowione. Dobudowali halę sportową, bibliotekę, ale większosc lekcji jest w jakże tym pięknym budynku. Mimo, że sama z siebie nie lubię szkoły, budynek jest tak ładny, że nie mysle o lekcjach albo o tym, że spędzę tu osiem tygodni cwicząc biologię. 
     Zajęłam miejsce w prawie zapełnionej klasie. Nie widziałam jeszcze Nory, ale liczyłam, że usiądzie ze mną. Jednak się myliłam. Podeszła do mnie jakas laska. Z wyglądu twarzy na tapeciare, styl emo ale bardziej ździrowaty.
- Cze Laura. - powiedziała.
- Skąd mnie niby znasz? 
- Hahah, naprawdę? Nie poznajesz? To ja - Destiny. - moje serce zamarło. Ale później zaczęło bic szybszym tępem. 
- Nie poznałam. No więc siema. 
- Zmieniłas się. Z tej lukierkowatej dziewczynki zobaczyłam nastolatkę w glanach. - akurat musiałam je ubrac! A chociaż mysli, że jestem bardziej silna.
- Tak...dużo ostatnio przeszłam. - dosiadła się. Nie miałam odwagi zaprzeczyc. 
- Serio? Ciekawe. - wkurzał mnie jej ten kaczkowaty, a zarazem piskliwy głos. Jeszcze ta guma w mordzie, blee. 
- Tak, tak, bardzo. Nie wiedziałam, że interesuje cię biola.
- Bo nie interesuje. - to za jakiego tu przyszłas?!
- Ah...nieźle. - skończył mi się temat. Akurat do klasy wszedł nauczyciel. Miałam nadzieje, że ona jako partnerka nie będzie mi przeszkadzała w podciągnięciu się na kolejny semestr.
      Od razu wróciłam do domu i skierowałam się do Vanessy. Musiałam jej wszystko opowiedziec.
Po około godzinie zostałysmy zawołane na dół, na kolacje. Później musiałysmy się przebrac na cos ładnego i czekałysmy na gosci. 
* Ross
      Nie wiedziałem czemu, ale Laura przyszła do mnie o 23:00... z problemem.
- No to wredna... 
- Baaardzo. - odpowiedziała.
- Ja też mam problem...
- Jaki?
- Nie wiem jak powiedziec dziewczynie, że ją kocham...
- Po prostu " Kocham Cię "
- Mogę to przecwiczyc na tobie? - zapytałem.
- Jasne! - usmiechnęła się
- Kocham Cię.
- No widzisz! Idź i jej to teraz powiedz...
- Własnie to zrobiłem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że tag dłuugo ale nie było internetu...
Co myslicie o tym zakończeniu ;) 
Kto się spodziewał? xD
Pozdro ;**


  

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 9

"- I think you need to ... start with all over again. 
- From the new ... at the beginning it was not you. "

*Laura

   Było południe. Chodziłam z Vanessą po sklepach i kolejny raz opowiadałam jej tę samą historie.
- Och! Zawszę jak u ciebie dzieje się cos ciekawego to mnie przy tym nie ma! 
- Jezu, mówię ci, że wcale nie chciałabys tego przeżyc! - tłumaczyłam jej.
- Aaaa ta jaaasne. Cały dzień z Ross'em, chyba byłas szczęsliwa, co nie? - pusciła mi oko.
- Szczesliwa? Nie, dziękuje. - zakończyłam temat, tak samo jak zakupy.
   Dzis rano od 6:00 do 10 opowiadałam wszystkim w domu co się wczoraj działo, nie wiem dalej czemu mają taką podjarkę. Postanowiłam odnowic z każdym kontakt. Najpierw zrobiłam z mamą obiad, później pomogłam van sprzątac pokój a na koniec z tatą kosiłam trawnik itp. Zjadłam obiad i postanowiłam się zdrzemnąc.

*Ross

   Podczas obiadu wszyscy słuchalismy Rydel, opowiadała co się działo przez ten czas.  Okazało się, że zanim została porwana była na ogrodzie. Ktos nałożył jej worek na głowę, związał i porwał. Zamknął pod ulicą, ale na szczęscie nic jej nie zrobił.
- Trzeba złapac tego szczyla! - krzyczał Riker. 
- No co ty -,- - odpowiedział Rocky. 
- Dellus, nie pamiętasz kto to był? - zwrócił się do niej Ratliff.
- Niestety nie. Miał kominiarkę. 
- Fuck...- zadzwonił mi telefon. - Już biegnę!
- Ross, o co cho? - zapytał Rocky.
- Pod oknem Lau jest jakis gach...- ubrałem buty i zobaczyłem, że Rocky, Riker i Ell biegną za mną. Żeczywiscie, ktos stał.
- Kim jestes...? - zapytałem go.
- Nikim ważnym dla ciebie. 
- Odpowiadaj bo zaraz ci ten usmiech zryje z mordy! - zagroził mu Rocky.
- Ojej, już się boje...- naskoczyłem na niego i przywaliłem do ziemi.
- Ross! co ty wyprawiasz!? - krzyknęła z góry Vanessa.
- Yyyyy...chronie wasz dom? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
   Pochwili zbiegła. Okazało się, że facet pomyslił okna, był to jej chłopak.
- Czyli masz chłopaka...-  powiedział Riker.
- Tak, ale to raczej nie wasz interes. Wynocha! - krzyknęła. Poszlismy.

*Riker

- Riker...masz goscia. - powiedziała mama i zobaczyłem Lucy.
- Chodź na górę. - zwróciłem się do niej.
   Gdy wchodzilismy na górę wiedziałem już, że ta rozmowa będzie na temat tego, że jest ojcem jej dziecka. Na pewno nim nie jestem! Przecież my jeszcze nie współżylismy! Otworzyłem drzwi z napisem " I hate school - Riker " i weszlismy do mojego pokoju. Ja usiadłem na krzesle przy biurku a ona na łóżku. Przez chwile ciszy zdązyłem się na maksa zniecierpiwic.
- Dobra, co co przyszłas? - zapytałem chamsko.
- Może trochę grzeczniej do matki twojego dziecka...
- Mojego dziecka?! Ogarnij się! To nie jest moje dziecko, nie uprawialismy seksu!
- Jak to nie? A tamta noc, gdy byłes totalnie pijany...- powoli zaczynałem jej wierzyc, nawet nie wiem czemu!
- Chyba nic się nie wydarzyło...
- Wydarzyło, wydarzyło. Byłes pijany i wiesz co dalej...
- Skoro to się wydarzyło to czemu mnie nie powstrzymałas!?
- Nie wiem...bo tego chciałam. W dodatku się zabezpieczylismy, nie wiem co poszło nie tak! 
- Dobra, koniec. Wyjdź. - odprowadziłem ją wzrokiem i zniknęła z mojego pola widzenia. 
   Po chwili przyszedł do mnie Ross. Opowiedziałem mu o wszystkim, nie wiedzielismy co zrobic. 
- Na koniec zrób test na ojcostwo, zobaczymy ;) - wyszedł. 
   Po chwili zszedłem na mecz na  TV , w końcu są ' Mistrzostwa Świata 2014 ' a to nie byle co. 

*Laura

   Skoro zaczęły się wakacje postanowiłam wziąsc się w garsc. Poszłam do szkoły by zapisac się na letnie zajęcia z Biologii, ponieważ tamtego roku szła mi nieco gorzej. Spotkałam tam też pare osób, musiałam aż się ustawiac w kolejce. Zobaczyłam dziewczynę, którą kojarzyłam z podstawówki. 
- Nora? - zapytałam.
- Tak słucha...- urwała - Laura! 
- Nora, hej! Co tu robisz? 
- Ja? W końcu się przeprowadziłam z Moonwalk i jestem tu! Będę chodzic tutaj do szkoły, niestety do ostatniej już klasy. Postanowiłam pociwiczyc...
- Biologie? - dokończyłam.
- Tak, skąd wiedziałas. - zasmiała się.
- Nie wiem...ja też. 
   Gdy tylko się zapisałysmy postanowiłam ją trochę oprowadzic po L.A, to jest naprawdę piękne miasto! Zabrałam ją do mojego ulubionego ( kiedys ) sklepu.
- To serio twój ulubiony sklep? - niedowierzała.
- Tak, skąd te wątpliwosci? 
- No bo...jak tak na ciebie patrze to widzę, że masz kompletnie inny styl niż taki jaki oferuje ten sklep. - miała racje. Nie chcę wracac do tego czemu go zmieniłam.
- Po prostu zmieniłam styl. Koniec, kropka. 
   Około zmroku skończyłysmy. Okazało się, że mieszkała pod L.A więc trochę daleko. Trochę ją od prowadziłam. Było już całkiem ciemno.
- Proszę odprowadz mnie do końca! 
- Nie mogę. Jest już ciemno i późno...
- To przenocujesz u mnie! - wzięła mnie pod ramie i ruszyłysmy. 
   Jej dom był bardziej w stylu wiejskim. Dom miał werande, wchodząc odłożyłam płaszcz i buty w przedpokoju. Przywitałam się z jej rodzicami. 
- Sorka, jednak nie możesz nocowac. - zrobiła smutną minę. Ja pierdole! I jak wrócę do domu?!
- Nie no spoko...nic się nie stało. - powiedziałam i zdawało mi się, że za oknem widzę cień. 
- A chcesz gorącej czekolady? - zaproponowała.
- Nie, lepiej będzie jak już pójdę. Zaraz zrobi się totalnie ciemno. 
- Może cię podwiesc? - zaproponowała jej mama.
- Jeżeli to nie problem...- odpowiedziałam i po chwili siedziałam w aucie.
   Kiedys znaczenie słowa " podwiesc " było, że prosto pod dom. A jednak podwiozła mnie do znaku z napisem " Welcome to Los Angeles! " . Powiedziała, że dalej już sobię poradzę i odjechała. Gdy tak szłam i szłam usłyszałam krzyk przedzierający się z lasu, zchowałam się za murawym płotem jakiegos domu, którego zapaliły się swiatła. Jakas postac wyszła przed dom. Wstałam, otrzepałam się i ruszyłam dalej.
- Przepraszam ale czy ktos przypadkiem nie krzyczał? -zaniepokoiła się kobieta.
- Tak. Z tamtego lasu. - wskazałam palcem. - Kobiecy głos. 
- Rany boskie! - krzyknęła i schowała się do domu. 
   Zaczynałam się bac. A do mojego domu została godzina spaceru, nie, nie dam rady!
- Halo? - zapytał Ross po 3 sygnale.
- Ross. Możesz po mnie przyjechac?
- Laura, jest godzina 23:48 , gdzie ty niby jestes o tej godzinie?
- Na Holweater przy granicach L.A. Nie pytaj czemu. Przyjedziesz? 
- Tak. Będę za...
- Masz byc szybko! Tu dzieje się cos dziwnego... - rozłączyło. Ani ja ani on. Jeszcze bardziej się bałam. Po jakis 10 minutach usłyszałam kolejny krzyk i odgłosy szczelaniny z lasu. Nie to już za wiele. Wysłałam SMS'a do Ross'a.
" Gdzie jestes? Z lasu dochodzą krzyki i strzelanina...boje się. "
   Po dwóch minutach doczekałam się odpowiedzi. 
" Już jestem. Widzę cie. Zaraz podjadę. "
   Chwile po tym siedziałam w ciepłym wnętrzu auta.
- Co się dzieje z tym swiatem. Najpierw porywają mi siostrę, jakas tępa dzida wskakuje nam na maske, krzyki i szczelanina w lesie...to nie wygląda dobrze. - powiedział.
- No wiem. Mieszkam tu już z 5, 6 lat i było spokojnie! A teraz...teraz zacząło się wszystko psuc.
- Chyba możemy przyznac, że to przeze mnie... 
- Oj nie, to nie przez ciebie! Co ty se wmawiasz?! Nie wymyslaj. Taki jest swiat, tego nie zmienisz. - odpowiedziałam. 
   Gdy dojechalismy pod dom pożegnałam się z nim i wróciłam do siebie. Musiałam się wyspac, jutro idę do szkoły.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No więc jak widac, dodałam nowy rozdział! Jej!
I powoli robią się bardziej grube afery. Jestescie ciekawi w kim się kryje morderca? 
Podpowiedź: Tak na prawdę, najmniej się możesz spodziewac, że to on.
Może kłamie? Może to nie jest poprawna podpowiedź?
No cóż, zobaczymy. Następny rodział bardzo niedługo ;* 
Komentujesz = Motywujesz <3

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 8

"-You are my angel 
  - Your ... I always. "

*Laura 
   Wstałam na tyle wczesnie, żeby na spokojnie ogarnąc co się wydarzyło ostatniej nocy. Po pierwsze jakis facet, którego Ross nazywał " Tępą Dzidą " wpadł nam na maskę auta, Rydel porwano, sam Bóg wie gdzie, a teraz jestesmy u babci Lynch o której Ross nawet nie wiedział. Wspaniale. Chwile później zadzwonił do mnie telefon.
- Laura? Do cholery! Gdzie ty jestes?! - krzyczała Vanessa.
- U babci Ross'a.
- A tak na serio?! - opowiedziałam jej całą historię.
- Zadowolona? - spytałam na koniec.
- Zadowolona... biedna Rydel. Zajdę do Lynch' ów i im wszystko powiem, żeby się nie stresowali.
- Ok. To czesc. - rozłączyłam się. 
   Po chwili zobaczyłam, że blondyn nie spał i raczej słyszał całą rozmowę.
- Ładnie to tak? - oburzyłam się.
- Ale co jak?
- No, że podsłuchiwac.
- Podsłuchiwac?! Kobieto, dzwonek mnie budzi a ty gadasz tak głosno, że...że
- Że??? Sugerujesz, że mówię ze głosno?
- Nie, tak głosno to nie. Ale trochę...dobra, jedziemy szukac Delly. 
    Zjedlismy sniadanie, pożegnalismy się i pojechalismy. Ledwo sobię wyobrażałam kolejny dzien z Ross'em, ale musiałam z nim teraz byc. Czemu? Bo jadę z nim w jednym aucie i jakbym teraz wysiadła to dojdę do domu za tydzień albo dwa. A po drugie, że jego siostra zaginęła...nie, nie zaginęła, została porwana! I muszę go wspierac.  Wyjechalismy z miasta i wyjechalismy na jakąs lesną drogę, po wczorajszym mogę szczerze przyznac, że się lekko boie. 
- Laura... - czy on mi czyta w myslach?
- Ta...
- Boisz się. - no żes, żeczywiscie czyta! 
- Skąd wiesz...?
- Widzę to...w twoich oczach... - czego on się znów naczytał?
- Ross...opowiedz mi o tym...jak mnie uwięziłes w piwnicy, proszę.
- Laura...chyba obiecalismy sobię, że zapomnimy o tym? - popatrzył mi w oczy.
- Wiem...przepraszam.
- Ale mogę ci powiedziec co się działo kiedys.
- No dobrze, słucham...skup się na drodzę! - krzyknęłam, bo nie patrzył na drogę tylko w moje oczy.
- Więc wspominałas, że mnie znasz z przeszłosci. No i gdy miałem te 13, 14 lat, mieszkałem w tym Moonwalk, ty w sumie też, wydarzyła się ta cała sytuacja z morderstwem. Zabili mi w tedy dziewczynę...- załamał mu się głos. Tak, z tego co pamiętam to na prawdę ją kochał. - I...ja i Riker, bylismy w tedy w lesie. Mielismy ognisko, mielismy znaczy, że znajomi, ona, ja i Riker. Byłem młody i głupi, ponieważ zacząłem w tedy pic. Więc nasi znajomi poszli po więcej alkoholu. Ja za to z bratem poszlismy w krzaki...raczej nie muszę mówic czemu. - Zaprzeczyłam ruchem głowy. - No i ona sama została przy ognisku...i...ja to...to...- łzy poleciały mu po policzku. To co zaraz powie raczej jest straszne. - Ja widziałem...jak umiera. Chciałem jej pomóc, ale mielismy umowę, obiecałem jej, że jak któres z nas będzie w tego typu niebezpieczeństwie i temu drugiemu zagraża życie mamy nie ratowac, ale uciekac i biec po pomoc. Musiałem uciekac, obiecałem jej. Spełniłem jej życzenie, umiechnęła się do mnie, a zaraz po tym...ten jebany szatan wbił jej tasak w głowę! - zatrzymał się na poboczu. 
    Oskarżyłam go bardzo pochopnie. Od początku myslałam, że to on to zrobił, że to wszystko przez niego! A on? On chciał jej pomóc z całego serca, ale obiecał. Oddała życie za niego. 
- Ross...przykro mi, nie wiedziałam.
- Bo niby skąd, prawda. - usmiechnął się smutno.
   Przez dalszą drogę nie rozmawialismy. Nie powiedział czemu mnie zamknął ale ta historia mi na dzis starczy.  Próbowałam dodzwonic się do Rydel...odebrała jakas szmata!
- Gdzie jest Rydel szmato!!? - poczułam zdziwiony wzrok Ross'a.
- Szmato? Jeszcze raz a...
- A nie zobacze Rydel. - dokończyłam.
- Domyslna. 
- Gdzie jest RYDEL!!? 
- Niedaleko. - rozłączył.
- Jaka...
- Sciera. - dokończył Ross.
    Przez chwilę pomyslałam i wpadłam na pomysł! Gdy zgubiłam Van w sklepie zsciągnęłam apke na telefon. Mogłam znalesc jej telefon ( Delly ) !! Była 10 km dalej. Jechalismy tak szybko jakby auto miało z tyłu dopalacze xD . Widac naprawdę mu zależało, co ja gadam?! To jego siostra! 

*Ross
   Nie ogarniam! Aplikacja mówi, że jest dosłownie obok, nawet jakby w nas! Rozglądałem się gdy Laura cos zobaczyła. Pokazała cos pod autem. Kucnąłem i zobaczyłem, że zastałem autem nad jakims otworem. Odjechałem kawałek dalej.
- Lau...umiesz prowadzic? - zapytałem.
- Oczywiscie. - oddałem jej kluczyki i wsiadła. Wiedziała co szykuje.
  Po paru próbach otworzyłem ten cholerny otwór. Było tak ciemno, że jakby tam był murzyn...to po prostu wtapia się w tło. 
- Kopsnij latarkę. - rzuciłem do Laury. Po chwili zobaczyłem Rydel. 
   To, co teraz się działo było jedynie przez adrenaline moją i Lau. Nawet nie wiem kiedy wziąłem Delly na ręcę, wsoczyłem do auta a Lau dostała takiego spida, że po 5 minutach minelismy 10 km. Rydel była bardzo osłabiona więc nie zadawałem pytan. Powoli zapadał zmrok. Zajechalismy pod dom babci Lynch. 
- Rydel...zobaczysz babcie. - pusciłem jej oko, a ona się usmiechnęła.
   Po godzinie Rydel i Laura spały jak zabite ja za to opowiadałem wszystko babci, później zadzwoniłem to rodziny opowiadając wszystko i mówiąc, że wrócę jutro. Poszedłem spac. 
   Obudziłem się i ogarnąłem, że jest już 11:47 !? Wow, trochę późno. Rydel za to jeszcze spała a Laura jadła sniadanie, dołączyłem się. Zapytałem jak się spało, niestety miała koszmary. Około 13 dopiero wyjechalismy. Mijając skrzyżowanie popatrzyłem na Laurę a ona na mnie, przypomniał nam się ten wieczór. Ciekawe czy ta Tępa Dzida dalej gdzies tu czycha. Po około dwóch godzinach bylismy w domu. Przyniosłem Delly do jej pokoju, musiała odpocząc. Gdy juz prawie wychodziłem, złapała mnie za rękaw i powiedziała.
- Spij ze mną dzis...
- Oczywiscie. - nie musiała mnie długo prosic. 
Umyłem się i przebrałem w piżame - składającą się z dresów. Napisałem do Laury sms'a . 
" I jak? Doszłas do domu? Gadali cos? " 
Gdy za prosbą, trochę niecodzienną, zamykałem okno w pokoju Rydel dostałem sms zwrotny. 
" Tak, tak. Jestem już w pokoju :) Powiedziałam im, że pogadam z nimi rano bo jest już późno. Pap i DOBRANOC <33 "
Z grzecznosci odpisałem również  " Dobranoc " i położyłem się do łóżka. Przytuliłem się do siostry. Miałem z nią taką więź, inną niż z bracmi. Im mogłem powiedziec o problemach z dojrzewaniem czy cos, a jej? Jej wszystko. O szkole, dziewczynach, snach, koszmarach, problemach. A czasem to ona żaliła się mnie. Jestem o dwa lata młodszy, ale my jestemy jak bliźniacy, tylko, że innej płci i wiekiem też inni. Niestety ;c . 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Haha, napisałam! Mam nadzieje, że mi się udał, i że jest fajny. Ja uważam, że wyszedł nudny. Ale piszcie przeżycia w komentarzach...pap <33

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 7

I trusted you ... I do not know if it's good

* Laura

    Ten dzień akurat spędziłam na plaży. Powoli wracał mi ten sam radosny charakter, styl i cała ja, ale jeszcze nie do końca. Teraz ogarnęłam jak dawno nie byłam na plaży. Siedziałam w cieniu pod drzewem gdy inni byli w wodzie. Nie miałam na nic innego ochoty, pisałam piosenkę. Nagle z nikąd wziął się Ross.
- Hej, co robisz? - spytał.
- A nic takiego...
- Na serio? :D 
- Tak... - oczywista nie prawda! Ale jak miałam mu ją pokazac?
- Dobra nie naciskam...idziesz pływac? 
- No...jasne. - odłożyłam zeszyt i poszłam w kierunku wody, nagle się zatrzymałam i krzyknęłam - Ross!
- Ja nic nie ruszam!!! - blondyn odskoczył od zeszytu.
- Hahah, taa jasnee. - poszlismy do wody. Siedziałam chyba z 2 godz. ;___; 

* Ross

     Nadchodził wieczór. Ja i Laura zostalismy trochę dłużej na molo gdy reszta ( R5 - bez Ross'a i Ell ) była już w domu. Bylismy bardzo głodni więc zaproponowałem jej jedzenie. 
- Lubisz meksykańskie jedzenie? - zapytałem.
- No nawet... - zabrałem ją do knajmy " Tralala"  ( XDDDD - od aut. ) 
     Skończylismy około 23. Wracając do domu zobaczylismy na pustej drodzę jedno, jedyne auto - obce. A w nim...Rydel. Związaną i uwięzioną. 
- Jedź, teraz! - krzyknęła Laura, poczulismy adrenaline i ruszylismy szybko za nimi. 
    Byłem w furii! Po pierwsze chciałem już spac a musze gnac za jakąs tępą dzidą która porwała mi siostrę! Niestety zgubiłem ich przy skrzyżowaniu. Pojechali przed czerwonym i zniknęli w ciemnosci. 
- Nie zatrzymuj się...- szepnęła Lau, była moją podswiadomoscią.
Na czerwonym wystartowałem, jechałem szybko gdy nagle na maske wpdała jakas postac. 
     *Krzyknąłem, wciskając hamulec. Sylwetka grzmotnęła o szybę z przeraźliwym hukiem. 
Odróchowo z całych sił skręciłem kierownicę w prawo. Autem zarzuciło tak mocno, że wpadło w ruch wirowy. Postac sturlała się i zniknęła pod maską. 
Wstrzymując oddech, scisnąłem rękami kierownicę, aż mi pobladły kostki. Zdjąłem nogi z pedałów. Samochód szarpnął i zamarł. 
    Kilka metrów dalej siedział skulony facet i obserwował mnie. Wcale nie wyglądał...na rannego.
    Był ubrany cały na czarno i zlewał się z ciemnoscią, więc niewiele mogłem dojrzec. Starając się rozróżnic jego rysy, dopiero po chwili spostrzegłem, że miał na twarzy kominiarkę. 
    Wstał z ziemi i zbliżył się do samochodu. Naparł rękami na okno od strony kierownicy. Nasz widok połączył się przez otwory w kominiarce. Jego oczy zabłysły złowrogo.  Znów walnął w okno, aż zadrżała szyba między nami. 

    Kiedy ponownie uruchomiłem silnik, usłyszałem okropny metaliczny trzask. Przerażony zobaczyłem , jak drzwiczki pomału się wyginają. Facet...wyrywał je z zawiasów. 
- Ross! Błagam zrób cos! - krzyczała Laura. 
    Musiałem odpalic silnik. Moment później wybił szybę. Złapał mnie za ramię, a raczej wbił się w nie paznokciami. Próbowałem zżucic tą łape ale samochód odpalił i odruchowo nacisnąłem gaz, ruszylismy z wielką prędkoscią. Koles po czasie się poddał, pusił moje ramię i potoczył się w gęstą trawę. 
- Ross...i co teraz?! 
- Nie wiem, cieszę się, że jestesmy chociaż razem. - mimo wszystko się usmiechnąłem. 
- Tak, tak. Ale jak wrócimy?
- Nie wiem.
- A wiesz co? Może skupmy się na Rydel. - oparła głowę o szybę.
   Po jakis 30 km dojechalismy do małego miasteczka, zero zasięgu -,- . Zajechalismy do spożywczaka. 
- Uważam, że taka gwiazda jak ty nie powinna się tu pojawiac... - szepnęła do mnie Lau.
- Gwiazda gwiazdą. W dupe tu zasięg. Zero zasięgu! Nie wiedzą pewnie nawet co to YouTube! - weszlismy do srodka.
kupilismy najbardziej potrzebne rzeczy, teraz trzeba gdzies przenocowac. Jechalismy tak jeszcze z 1o minut i napotkalsmy aleje domów, zapukałem do pierwszego lepszego. Wiece kogo tam spotkałem? Ocho, teraz się posracie normalnie! Moją BABCIE!
- No. Nie. Wierze. - powiedziałem na jej widok.
- Och Rosus! Skąd ty tu? W dodatku z dziewczyną...- mrugnęła do mnie.
- To nie to co myslisz...możemy przenocowac? 
- Nie możecie...musicie! - zaprosiła nas do srodka. 
    Dostalismy ogromną kolacje i musiałem spac z Laurą w jedym łóżku ( mi pasowało ;3 ) chodzilismy oboje po całym pokoju próbując złapac zasięg. 
- Dupa! - zaklnęła Laura. 
- Spokojnie misiu...
- Misiu??
- ... .... ..... już idę! - zbiegłem na dół. 
    Około 12 poszlismy spac, boje się, że juz nie odnajdę Delly ;c 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
WAŻNE! SŁOWA PODKRESLONE W ROZDZIALE - JEST TO TEKST ZKOPIOWANY Z KSIĄŻKI " SZEPTEM " AUTOR : BECCA FITZPATRICK . POŻYCZYŁAM PONIEWAŻ IDEALNIE PASUJE MI DO RODZIAŁU :) . 
A TERAZ NA SERIO ;3 Dziękuje za każde komy <33 Rozdział 8 niebawem :3 

piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 6

 "I had not thought about the children ever!"

*Riker 
   Trochę dziwnie się czuje, mam mieszane uczucia. Z jednej strony uważam, że innego wyjscia nie było a z drugiej wypadłem na największego chama na swiecie, i ona mi tego nie wybaczy. 
- Hej. Rydel, co jest? - zapytałem gdy zobaczyłem przygnębioną siostrę. 
- Martwie się o Lau...mam nadzieje, że nic jej nie jest. My przecież musimy ją znalesc! 
- Spokojnie. Mogę ci obiecac, że ją znajdę. 
- Naprawdę?! - w końcu się umiechnęła.
- Super! Dzięki Riker, ja wychodzę. Pa! - wyszła.
   Musiałem wyciągnąc Laurę z tej piwnicy, tylko żeby nas nie wydała. Wyszedłem z domu, zszedłem do piwnicy w szopie.
- Lauraa...to ja Riker. Wypuszcze cię. - szepnąłem. Zaczęła się rzucac na boki. Uwolniłem jej usta.
- Riker, o co tu wszystko chodzi?
- My musielismy...
- Czyli ty też!? Nienawidzę was! - krzyknęła.
- Jasne spoko, spoko. Ale nie wydasz nas?
- Chyba oszalałes. Niby dlaczego mam was nie wydac?
- Laura proszę, zrobie wszystko! Proszę to dla nas ważne, później zrozumiesz. - modliłem się by się zgodziła.
- No...dobra. Nie wydam was, obiecuje. Ale udajemy, że tego nie było, nie znamy się i staramy o sobię zapomniec. 
- Jasne! Oczywiscie, co chcesz! - uwolniłem ją i wyszlismy. Czekałem 5 minut by przyzwyczaiła się do słonca. - No to czesc.
- Pa. - odeszlismy w swoją stronę. 
*Laura
   To było dziwne uczucie. Wyobraź teraz sobię, że przetrzymują cię w piwnicy, wychodzisz i tak spokojnie odchodzisz nikomu nic nie robiąc. Wracasz do domu i walisz tekst " Nic mi nie jest. Zgubiłam się tylko, jest spoko. Pa. " Tak było w moim przypadku. Minął już tydzień od tamtej sprawy, nikt o nic nie pyta, i dobrze. Lynch'ów omijam jak najbardziej. Tamta sprawa na mnie wpłynęła. Zamknęłam się w sobie, i to widzę. Zmieniłam styl, wszystko! Z uroczej dziewczynki ubranej w różne pastelowe kolory, lekki makijaż, lekko falowane włosy stała się się silna nastolatka. Teraz mam ciemne włosy, mocny makijaż, czarne rurki, skórzaną kurtkę, glany lub martensy, wszytko inne. Mi to pasuje, tamtej Laury nie ma, była ale nie będzie, możecie im podziękowac. Zniszczyli wszystko co było kiedys we mnie. Był słoneczny poranek, poczatek lipca, wakacji. Ubrana w czarną piżame zeszłam na dół.
- Dzień dobry Lau. - powiedziała mama.
- Czesc. - odpowiedziałam i podała mi nalesniki. - Dzięki. 
- Widzę, że zmieniłas styl.
- Tak, potrzebowałam zmiany. Czuje się taka lepiej. 
- Cos cię gryzie? Chcesz pogadac? - Oczywiscie1 Oczywiscie, że chce! Ale kim teraz jestem? Zamkniętą w sobię dziewczyną, która od czasu do czasu rysuje sobię kreski na nadgarstku, dziewczyną która czasem płacze po nocach wspominając tamte dni. Dziewczyną pamiętającą tych fałszywych przyjaciół. Odpowiedź była raczej prosta.
- Nie. Wszytko jest spoko. - wstałam i poszłam się ubierac. 
   Już widzicie kim się stałam. Dorysowałam jeszcze jedną kreskę do kolekcji. Gdy rysowałam do mojego pokoju wpadła Vanessa, na szczęscie wiedziała, że jestem taką artystką.
- I co? Raz przyciszniesz za mocno, wykrwawisz się i umrzesz a on i tak będzie miał to w dupie. - powiedziała i wyszła. Miała racje. Co kolwiek będę sobie robiła on to będzie miał w dupie. Musiałam się przejsc.
*Ross
   Szedłem sobię ulicą i nagle się zatrzymuje. Nie wierze. Czy to Laura!? Co ona ze sobą zrobiła? Całkiem zmieniła styl. Ale nie to mnie najbardziej przeraziło, najbardziej przeraziło mnie to, że ma kreski na nadgarstkach a jedna z nich krwawi. Cholera, co ja zrobiłem! Jestem...powiedzmy szczerze, jestem Tępym Chujem! Jak mogłem cos takiego zrobic tej uroczej dziewczynie?! Kretyn, kretyn, kretyn. Podbiegłem do niej. 
- Ross?! Co ty tu robisz?! - cofnęła się. Przyglądałem się jej uważnie, peszyło ją to trochę. 
- Nie wierze...nie wierze jak mogłem ci to zrobic! Wiem, że masz mnie teraz w dupie, że wszytko to co ci teraz mówię uważasz ze kłamstwo. Tak wiem, jestem straszny. Ale zrozum, że żałuje! Płacze...tak płacze po nocach! Zastanawiam się jak mogłem ci cos takiego zrobic! I nie jestes jedyna! Też już nie mogę życ! - odsłoniłem rękawy, pokazałem pociętę nadgarstki. 
- Schowaj to. - odpowiedziała. 
- Proszę, możesz mi teraz wygarnąc wszystko, dosłownie wszystko! Przepraszam cię, naprawdę! - popłakałem się. Wole już tego nie zakrywac, bo po co? Ona tylko na mnie spojrzała...i przytuliła? 
- Wybaczam. - szepnęła. 
   Wrociłem z nią do domu, spotkalismy tam Riker'a. Był w szoku gdy zobaczył Lau, ale to co mi powiedział było straszniejsze. 
- Ross...jestem ojcem! - powiedział.
- Co? Ja pierdole! Co ty gadasz?! 
- Nie wiem jak...ponoc mam dziecko z...z Lucy. Nie marzyłem o dziecku, a w szczegulnosci teraz! Co mam zrobic.
- Nie wiem... - odpowiedziałem, ale po tym wtrąciła Laura.
- Proste. Poczekaj 9 miesięcy i zobaczysz czy to twoje dziecko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto 6 rozdział dla was. Liczę na komentarze bardziej typu co ccielibyscie zobaczyc w następnym rozdziale, wasze reakcje po przeczytaniu i wgl. A nie tylko " Czekam na next " , aaa po prostu komenujcie, pa! <3

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział 5

*Laura
   Dalej nie wiem co się stało. Okropnie boli mnie głowa, jest ciemno i nie wiem gdzie się oficjalnie znajduje. Ktoś wchodzi.
- Masz żarcie. - powiedział udawanym grubym głosem.
- Kurwa! Przecież wiem kim jesteś! Chyba cię totalne pojebało!
- Ja...ja musiałem Lau. Przepraszam cię.
- Wiesz co? Twoje przeprosiny mam w dupie! Jak mogłeś?! Myślałam, że chociaż trochę się przyjaźnimy! - wkurzyłam się.
- Naprawdę cię przepraszam, ale jeśli nie będziesz trzymać języka za zębami, to pożegnasz sie sama ze Sb.
- Co?! Ty kurwa jeszcze mi grozisz?! - po tych słowach wepchnął mi jedzenie do ust i kazał jeść.  Gdy skończyłam związał mi nogi mocniej, jak i ręce. Do ust wepchnął chusteczkę i nie mogłam mówić. Wyszedł. Zostałam sama, z uczuciem, że na zawsze.
*Rydel
   Zaczął się nowy dzień. Byłam zestresowana, Laura się zgubiła!!!
-I co z Lau?? - zapytałam wszystkiech przy śniadaniu.
- Niestety nie. Martwie się. - odpowiedziała mama.
- Nic jej nie jest. - odpowiedział Ross
- Skąd możesz to wiedzieć, co? - zapytałam

- Pewnie zgaduje - odpowiedzial mi Riker.
   Zachowywali się całkowicie dziwnie. Bałam się ich czasami. Zjadłam sniadanie, i normalnie poszłabym na zakupy ale po tym co się dzieje... to nie za bardzo. Ubrałam się na sportowo i wyszłam na spacer. Musiałam przemyslec pare rzeczy. Skończyłam biegac około południa. Zauważyłam Ross'a...przeskoczył za płot...podbiegłam. Kierował się do naszej szopy, w sumie o niej zapomniałam. Gdy byłam mała zawszę bawiłam się tam z Riker'em, później dołączył Rocky i jeszcze Ross. Zapomniałam o niej gdy zaczelismy byc R5. Tylko co on tam robił? Wszedł tam...zapalił swiatło i zszedł na dół. Kiedys mielismy zakaz zchodzenia bo to było niby " niebezpieczne " . 
Oczywiscie zszedłam na dół. Przez chwile nic się nie działo...później zaczął gadac...
- Dobra, dobra wiem. Czujesz się uwięziona, bo w sumie jestes...- co kto?! - Ale tego by nie było jakbys się nie wtrącała kochanie! Masz jedz.
- Ross? - zapytałam. Blondyn odskoczy z lekkim przerażeniem.
- Rydel? A co ty tu porabiasz? 
- No bo...serio sorry, że cię tak sledze, ale msiałam wiedziec jakie znowu głupoty robisz. 
- Jaaaa? Głupotyyy? Pfffff...ta jasne. 
- Dobrze, a z kim gadałes? - zdziwiłam się. 
- Z...z nią. - wskazał szczura.
- Szczur?! Bleee! Ochyda!
- Dlatego tu przychodzę, dla niej. Nie mogę jej miec w domu, a jest baaardzo miła. 
   Po tej pogawędce poszlimy na górę. Ross zgasił swiatło i zamknął wszystko na klucz. Poszlismy do domu, zbierało się na burze. 
* Laura
   Ja już tak nie mogę! Muszę stąd wyjsc! Jest burza, ciemnosci, i jeszcze ten szczur! W dodatku była tu Rydel, ale Ross jej oczywiscie wmówił, że gadał do szczura! Postanowiłam, że przespie się trochę. Złagodnieje. 
~~~~~~~~~~~~~~~~ 
Wiem, wiem. Obiecałam, że będzie długi ale jakos tak wyszło. Zaczęłam pisac na historii ^^ xD i dodałam dzis. Czytajcie. :)


niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 4

 " Boy, you're crazy! " 

Ross : 

    Laura, Laura, i jeszcze raz - Laura! Skąd do jasnej cholery Laura w moim domu?! Nie to, że jej nie lubię, no ale jak się do wie o naszej tajemnicy to całkowicie PRZEJEBANE! Nie no, ja nie mogę! 
- Laura...hej. - przywitałem się. 
- Hej Ross - uśmiechnęła się. 
- O czyli już się znacie jak widzę. - wtrąciła jej mama. 
- Tak...my chodzimy razem do klasy. Przyjaźnimy się. 
- Tak właśnie. 
   Zjedliśmy jakąś specialną kolacje. Rodzice rozsiedli się w salonie, Rydel i Ellington poszli grac na Play Station, Riker zaczął się uczyc bo marzył o studiach, a Rockiego nawet nie było. Ja za to z Laurą poszedłem na góre. Nie wiedziałem co robic, więc dałem jej po oglądac moje zdjecia z dzieciństwa. 
- Aż tak Ci się to podoba? - zagadłem. 
- Serio? Oczywiście! Byłeś uroooczy. 
- Mmmm, wiem. - przybliżyłem się trochę. 
- Ross...co ty robisz? - spytała cicho.
- Tylko to czego pragniesz...
- Ja niczego nie pragnę! 
- Jestem w twoich snach...- przyczepiłem ją do ściany. 

Laura :

    Jezu, on jest jakiś szalony! Nigdy nie był w moich snach, ale koszmarach - jak najbardziej! Ale jakoś dziwnie powoli ustępowałam, nie mogłam nic zrobic. Jego atrakcyjny miętowy oddech, jego ciepłem bijące ciało i te boskie perfumy. Po prostu już uległam. 
- Wiedziałem. - szepnął i zaczął mnie całowac. 
Jakoś w końcu trochę rozsądku we mnie powróciło, i odczepiłam się od niego. 
- Co robisz? - zapytał.
- Tak nie może byc, co my robimy. 
- Całujemy się?
- -,- 
- Dobra nie to nie, ale jesteś zbyt atrakcyjna sorry. - wyszedł. Ja? Atrakcyjna? Te słowa jakoś nigdy nie współgrały ze sobą. 
- Ross...no weź... - pobiegłam za nim, naprawdę nie wiem czemu.
     Widziałam dosłownie w ostatniej sekundzie jego ciało, wszedł do pokoju Riker'a. Podeszłam bliżej, nasłuchiwałam. Tak,tak. Nie powinnam.
- Riker...stary. Ona cos wie.
- Ona? Niby skąd? - zapytał starszy.
- Ona wie, że to my mieszkalimy w tym miasteczku...
- Kurde... - zapukałam. - Proszę! 
- Sorry chłopcy, że przeszkadzam.
- Nie, nie. Nic się ie stałoo...- machnął ręką Ross.
- Chciałam z wami porozmawiac. 
- Dobra...
- Okey...gdzie się urodziliscie? - zapytałam.
- W Littleton. 
- Gdzie mieszkaliscie? - i znowu.
- W Littleton. - odpowiedział tym razem Riker.
- Chyba pomineliscie Moonwalk's. - spojrzeli na siebie.
- Skąd o tym wiesz?! 
- Widziałam was. - usłyszałam otwierane drzwi, ujrzałam Rockiego a potem poczułam straszny ból głowy. Zapamiętałam jedynie słowo " Przepraszam " niestety nie wiem kogo...
~~~~~~~~~~~~
Rozdział 4!!! Następny zapewne w czwartek  bo ostatnie już dni szkoły ^^ .  5 będzie dłuższy bo będzie więcej akcji ;) to do zoba :* oraz zapraszam na mojego bloga...o mnie. XDDDD
muffinek-lynch.blogspot.com

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 3

"- You're different.   - And you're scary "
Laura : 
  Wstałam nawet uśmiechnięta. Był ładny dzień ale niestety czekała szkoła. 
- Laureńko...- zaczęła mama.
- Mama! No weź! No już dawno ci pówiłam, że masz z tym skończyc! 
- Z czym??
- Z mówieniem na nią " Laureńka " - wtrąciła moja siostra, która właśnie zeszła do kuchni. 
- Ahh...no dobrze. A więc Lauro, jak wrócisz pomożesz mi w ogrodzie.
- Ale...
- Żadne " ale " ! - wyszła z kuchni. 
  W szkole jak zawszę nie było zbyt interesująco. Jednak pojawiła się afera która pojawiła się w moich przyszłych koszmarach. To było tak : 
  9:40 a.m 
  
Siedzimy sobie na lekcji - znaczy cała nasza klasa. Jest ogólnie spokojnie, zgłaszamy się czasami i wgl. Nagle wbiega zdyszany Tom - chłopak z innej klasy. Jego znam z widzenia. Chwilę nic nie mówi, wszyscy już są zaniepokojeni. 
- Tom, możesz w końcu powiedzieć, co się stało? - zapytała nauczycielka Chemii. 
- Ja...ja widziałem. - zaczął dysząc. 
- Co? Co takiego widziałeś? 
- Rouse...zabitą Rouse...
-Co?! - krzyknęła cała klasa. 
- Tam... w lesie. Rouse leży dalej. 
Mieliśmy zostać w klasie. Każdy patrzył przez okno, ja zatem zróciłam uwagę na Ross'a, który właśnie wszedł do klasy. Czy to naprawdę przypadek? To on, to na pewno on! To jego widziałam kiedyś w lesie...i teraz gdy zginęła nasza koleżanka z klasy - jedna z najbardziej lubianych...i dziewczyna Ross'a! O kurde! 
- Ross...twoja dziewczyna nie żyje. - zaczęłam.
- Wiem.
- ? 
- Yyyy, znaczy...każdy o tym gada. Serio przykre. Ale rozstałem się z nią dzień wcześniej przed tą tragedią.
- Czemu? - zdziwiłam się. 
- Ponieważ odkryłem, że była ze mną tylko dla tego bo jestem sławny, mam hajs i brzydki nie jestem. - puścił mi oko. 
- Tak, tak. Wmawiaj sobie. - uśmiechnęłam się i wróciłam do ławki. 
Podczas przerwy zauważyłam z Ross'em - tak, to z nim spędzam przerwy. Czemu? Jakoś oboje nie mamy z kim innym.  Zauważyliśmy jak policja ogradza taśmą - która nie wiele daje - las. Zobaczyłam nawet mojego tatę, nie dziwię się. Sam jest policjantem. 
- Tato! Hej. - przytuliłam go. 
- Dobry. - dodał Ross. 
- Cześć dzieciaki. Widzicie, że duże tu zamieszanie, prawda? - zapytał uśmiechając się.
- No raczej...co się stało z Rouse? - zapytał blondyn.
- Chyba raczej nie powinniście tego wiedzieć...
- No ale czemu? To była moja dziewczyna! Proszę chociaż powiedzieć przez co umarła. 
- No dobra. To nie było samobójstwo ani nic takiego, raczej morderstwo.  
- Jakie rany? - zapytałam.
- Jak ci się coś naopowiada to nie możesz zasnąć. A w dodatku dziś nie śpisz w domu. Nie wracasz przez las tylko przez drogę do tej...cioci twojej...jak jej imię...
- Emma. Nie lubię jej. 
- To śpij u mnie, znaczy u mojej rodziny. - zaczął Ross. Po jakiejś chwili wszytko było ustalone, spałam u Lynchów. 
- Dobra, wyjaśnię wam to wszytko. Miała podcięte gardło. Możliwe, że jeszcze...no wiecie...
- Jezu... 
- Co? Co jeszcze? - nie zrozumiał Ross. 
- No, że...została no wiesz...zgwałcona. 
- Aaaaa. Straszne, na prawdę. 
   14:35 p.m
- Co wy odwalacie? - zapytał Ross kolegów z klasy. 
- Idziemy do lasu. - odpowiedział Erick. Taki jeden. 
- Po co? - wtrąciłam.
- A tak jakoś, nie wtrącajcie się. - odpowiedział taki drugi, rudy o imieniu Monika xD widać, że rodzice dali mu koszmar do końca. Rudy facet o imieniu Monika. 
Na drugi dzień oni też zginęli. 

I właśnie tak skończyła się ta afera. Nastały wakacje, może w następny rok nie będzie tylu afer? Jutro nie musiała robić lekcji, mogłam gdzieś wyjść bo wakacje. Wróciłam do domu po dwóch dniach. Odkryłam pewną sprawę. 
- Po co tyle pudeł? O co tu chodzi?! - zapytałam. 
- Wyprowadzamy się. - odpowiedział tata.
- Co? Gdzie? 
- Do innej dzielnicy, na pewno. Ten las...ten las jest chory. Musimy o was dbać. 
- Ja sobie bym nie wybaczyła jakby to się wam przydarzyło! - powiedziała mama. 
Po godzinie rozpakowywałam się w nowym domu, na nowej dzielnicy. Musiałam się w coś ubrać ponieważ musieliśmy iść odwiedzić sąsiadów obok. 
Ich dom był naprawdę ładny, ale znajomy. Wyglądał tak :
Fajny, co nie? Mój też był ładny, nawet bardziej od tamtego. Nowy wyglądał tak :
Wieczorem zapukaliśmy, otworzyła nam kobieta. Blondynka i wgl. 
A kogo tam spotkałam, przeraziło mnie. Ross'a. 
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Po długiej przerwie ale jest! 3 rozdział z dramatem. :) 4 niebawem :D <3

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 2

" Admit it, why are you lying? " 
      Uczucie, które mnie w tej chwili ogarnęło było połączeniem strachu, rozpaczy i zaintrygowania. Zastanawiałam się czy to na serio on, a jeśli tak to co ma zamiar zrobić. Cudem dotarłam do końca lekcji. Gdy wzięłam rzeczy z szafki, i zobaczyłam go od razu musiałam tam podbiec. 
- Ross! Hej Ross! - krzyczałam. Biegłam ale blondyn się szybko zatrzymał i dziwacznie na niego wpadłam.
- No co? 
- Pomyślałam, że może cię odprowadzę...
- ...
- ...
- Nie. - odwrócił się. 
- Ej Ross, no weź!
- O jezu! Nie masz innych przyjaciół?! 
- Nie. - odpowiedziałam i odeszłam lekko płacząc. 
* Ross *
    No pięknie, i co zrobiłem? Zraniłem jej uczucia. Musiałem za nią pobiec.
Szukałem jej po całej szkole ale nie mogłem jej znaleśc. Kurde. 
- Hej, sorry widziałeś Laurę? - zapytałem kolegę z klasy.
- Tą dupe? 
- To nie jest żadna " dupa "! Nie waż się tak o niej mówic! - nie wiem czemu ale to co powiedział spowodował na mnie wściekłośc.
- Wow, zakochałeś się! Lec do niej, biegnie do domu. - odszedł.
I jak ja mam teraz znaleśc jej dom!? I wcale jej nie kocham, chyba go coś boli. Wróciłem do domu, poddałem się. Zastanawiałem się czemu ona chciała mnie odprowadzic. A może ona coś wie? Nie. Nie, bo niby skąd? W domu zastałem Riker'a . 
- Hej stary, nie uwierzysz. - zacząłem.
- Jakaś laska NIE leci na ciebie?
- Tak zgadłeś ale mam straszną historię! - opowiedziałem o tym jak zabito uczniów z naszej szkoły.
- Jezu Ross. Nie, ja cię muszę z niej wypisać...
- Nie Riker! Tam jest taka Laura...i ona chyba coś wie...
- Ale co wie? - zdziwił się.
- " To " Riker...
- Boże...nie wspominajmy o tym, dobrze? Miało to być naszą tajemnicą i tylko naszą.
- Jasne, spoko bracie. Udajmy, że tej rozmowy nie było :) . Idę, pa! - wyszedłem. 
    Jeżeli Laura naprawdę coś wie, to naprawdę umie maskować emocje. Muszę ją za wszelką cenę odnaleźć, muszę wiedzieć gdzie mieszka! Pobiegłem do szkoły, były zajęcia poza lekcyjne. Akurat spotkałem naszego nauczyciela. 
- Proszę pana, wie pan czy Laura ma teraz jakieś zajęcia? - zapytałem.
- Która Laura??
- Yyyyyy - najgorsze, że nie pamiętałem nazwiska...chyba na " M " - Coś na M 
- Aaaah Laura Marano! 
- Tak, tak właśnie! - zaśmiałem się. 
- Oczywiście tam w sali numer 123 ;) . Ma kółko szachowe ( XDD - od aut. ) 
- Okey dzięki, to widzenia. 
    Niestety musiałem czekać aż godzinę na koniec zajęć ale chyba było warto. Wracając z kibla * bo musiałem * zobaczyłem Laurę przy swojej szafce, podbiegłem.
- Hej Laura...-zacząłem nieśmiało i cicho.
- Czego chcesz. - odpowiedziała chamsko.
- Po pierwsze przeprosić za dziś, a po drugie czy mogę cię odprowadzić?
- Przeprosiny przyjmę, a co do odprowadzenia...- przerwałem.
- Musimy pogadać! - przerwałem i wyszliśmy.
    Szliśmy przez ten ciemny las, aż mam ciarki. Ona jak widać też nie była z tego klimatu zadowolona. 
- Taki mamy klimat. - przerwałem ciszę, zaśmiała się. 
- Tak racja. Zawszę tędy wracam ale teraz jest jakoś ciemniej niż zwykle i trochę się boje...o tym co powiedziała nauczycielka...- zamurowało mnie...przypomniałem sobie o tej historii i od razu zrobiło mi się słabo.
- Taaa - odpowiedziałem głosem małej dziewczynki. 
- Ross? Czy ty się boisz?! - zaśmiała się.
- Ja? Nie. No może. Tak trochę...no...
- Ross...
- Tak boje. 
    W końcu wyszliśmy z lasu i doszliśmy do jej domu, ogromniasty! Dali mi nawet ciepły obiad i poszliśmy do jej pokoju na górę. Zobaczyłem, że ma gitarę w pokoju. Gdy spytałem czy gra i odpowiedziała, że tak od razu zacząłem ją bardziej lubić. Postanowiłem jej zagrać pewną piosenkę.
- Jak by co, dopiero co napisałem i się nie śmiej. - potaknęła a ja zacząłem śpiewać. 


"Teardrops in your hazel eyes
I can't believe I made you cry
It feels so long
Since we've went wrong
But you're still on my mind
Never want to break your heart
Sometimes things just fall apart
So here's one night
To make it right
Before we say goodbye

So wait up wait up
Give me one more chance
To make up make up
I just need one last dance" 


- Wow Ross, piękne! Sam pisałeś? - zapytała.
- Tak ja. Ogólnie mi nie dają pisać bo jestem niby " za młody " więc od tego jest Riker i Rocky. 
- Słyszałam o R5, jesteście wspaniali. 
- Dziękuje. - przytuliłem ją i wróciłem do domu. 
   Zaśpiewałem rodzinie i od razu chcieli nagrywać. Niestety byłem zmęczony po szkole i wróciłem do łóżka. 
~~~~~~~~~~~~~
TAKI TAM 2 ROZDZIAŁ. ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA BO MOTYWUJĄ. PISAŁAM, ŻE WRZUCĘ W SOB. GDY WRÓCĘ I WRÓCIŁAM! WIĘC JEST. :*  


niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 1

" In the darkness there is little light. " 

         Tego dnai było naprawdę ładnie, siedziałam sobię w moim pokoju i grałam na komputerze. Na uszach miałam słuchawki i słuchałam muzyki. Ogólnie gdy jestem sama nie lubiłam słuchac na słuchawkach bo nie słyszę co się dzieje wokół. Tego dnia jednak zrobiłam inaczej, a to był błąd. Przez otwartę okno jak się okazało wtargnął On i zkręcił mi kark, umarłam. 
- Laura! - obudziłam się. 
- Ah, boże! Vanessa? O chwała, ja żyję! 
- Tak, to był sen, a raczej koszmar. - miała racje. Byłam cała zalana potem, drgałam i byłam nawet lekko zapłakana, wspominałam, że po tym co się kiedyś wstało mam koszmary? Tak. Więc się nie zdziwicie. 
- Zgadłaś. - wstałam i poszłam pod prysznic, choc była dopiero 4:00 nad ranem
      Nie patrząc na to co jem, zjadłam śniadanie i wyszłam do szkoły. Został już tylko tydzień do wakacji! ^^  W szkole zastałam mało uczniów bo do rozpoczęcia lekcji zostało dopiero pół godziny. Za to spotkałam kogoś który wzbudził we mnie zainteresowanie. Ale i tak mi kogoś przypominał. Jak widac szczęście i tak mi dopisywało, podszedł do mnie.
- Hej, wiesz może jak nazywa się ta rudera? - zapytał. 
- Słucham? Rudera? Jakbyś nie wiedział, jest to...- przerwał mi.
- Tak, tak. - pomachał ręką i dodał nabijającym się głosem naszej dyrektorki - Jest to przecie najlepsza szkoła w mieście! Żadnej lepszej nie znajdziesz w Los Angeles, aniołku. 
- Hmmm, skoro wiesz, że tu chodzisz to po co pytasz o nazwę? 
- Dobra, nie to nie. Narazie. - odszedł. Czy straciłam u niego jakiekolwiek szansę? Raczej tak. 
      Zaczęły się lekcje, pierwsza to była wychowawcza. Chłopak który mi się nawet podobał doszedł teraz do naszej klasy. Nasza wychowawczyni przedstawiła go ale była coś dziwnie nie spokojna. 
- Proszę pani, coś się stało? - zapytałam.
- Tak. Właśnie chciałam wam coś powiedziec...
- To niech pani daje...- odezwał się jakiś z tyłu. 
- Ostatnio w tym lesie przy naszej szkole, znazeziono ciało naszej koleżanki z klasy - Ann. - boże...my wszyscy myśleliśmy, że po prostu jest chora. 
- O kuźwa...- skomentował Daniel - taki jeden z klasy. 
- Daniel! - wkurzyła się nauczycielka i mówiła dalej - Znaleziono również chłopca z innej klasy. Ostatnim razem ich widziano w tedy gdy do naszej szkoły przyszedł taki mężczyzna...
     Spojrzałam na Ross'a - okazało się, że tak ma na imię. Miał dziwny wyraz twarzy...nagle przypomniało mi się skąd ja go znam. Taki sam wyraz twarzy miał gdy uciekał pare lat temu z lasu....
~~~~~~~~~~
Wiem, wiem, wiem. 1 rozdział miał byc za tydzień, a ten i tak jest w dodatku krótki. No ale 2 będzie jak wrócę i na pewno dłuższy. Papapa, do soboty :* 

Prolog

" The Black Forest is hidden. "

    Był już bardzo ciemy wieczór gdy " On " wybiegł z lasu. Nie wiadomo czemu, czy się bał? Czy może coś się stało? Tak czy siak prawda była szokująca. Nie obeszło się oczywiście bez sensacji, pisano o tym, nawet chcieli zrobic film. I w tedy nasze miasto stało się znane. Stałam i się patrzyłam, a on biegł...biegł...i biegł, jakby od tego zależało jego życie. W końcu znikł mi z oczu. 
   Na kolejny dzień wybrałam się z ojcem do tego miejsca, taki spacer. Natkneliśmy się jednak na to przez co dalej w nocy mam koszmary. Na zwłoki. Zwłokami okazała się dziewczyna z mojej szkoły. Chodziła z nim, tym którym wybiegł z lasu. Czy to on to zrobił? Nie wiem. A może tylko uciekał, żeby sam nie stac się trupem? Dalej tego nie rozumiem, i nie chciałam. Gazety zaczęły o tym pisac, mówiono w sałym mieście i sąsiadujących wsiach, miastach. Ale nigdy nie znaleziono mordercy. Najgorszę było to, że taka historia powtórzyła się rok później. Zabito kolejną dziewczynę, w tym samym mieście, w tym samym lesie, morderca może też taki sam? Znów stałam na werandzie i patrzyłam. Widziałam jedynie jakiś cień wychodzący z lasu, tylko daleko. 
   Po jakimś czasie, moja rodzina zaczęła się bac. Bac, że spotka to mnie i moją siostrę. Dlatego się wyprowadziliśmy, al byliśmy na bieżąco z informacjami. Zabito w ciągu 5 lat, 6 dziewczyn. Czyli w jeden rok ktoś pozbawił życia te dwie. Dzięki Bogu, że już tam nie mieszkam. Ale później rozpoczął się kolejny horror...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
To jest prolog mojego nowego bloga. ( mam już ich 10 ^^ ) 
1 rozdział będzie za tydzień, ponieważ wyjeżdżam. Na pewno ukaże się w sobotę :) . Zapraszam do komentowania, bo motywują i chcę wiedziec co o tym wszytkim sądzicie ;)