piątek, 27 czerwca 2014

Rozdział 6

 "I had not thought about the children ever!"

*Riker 
   Trochę dziwnie się czuje, mam mieszane uczucia. Z jednej strony uważam, że innego wyjscia nie było a z drugiej wypadłem na największego chama na swiecie, i ona mi tego nie wybaczy. 
- Hej. Rydel, co jest? - zapytałem gdy zobaczyłem przygnębioną siostrę. 
- Martwie się o Lau...mam nadzieje, że nic jej nie jest. My przecież musimy ją znalesc! 
- Spokojnie. Mogę ci obiecac, że ją znajdę. 
- Naprawdę?! - w końcu się umiechnęła.
- Super! Dzięki Riker, ja wychodzę. Pa! - wyszła.
   Musiałem wyciągnąc Laurę z tej piwnicy, tylko żeby nas nie wydała. Wyszedłem z domu, zszedłem do piwnicy w szopie.
- Lauraa...to ja Riker. Wypuszcze cię. - szepnąłem. Zaczęła się rzucac na boki. Uwolniłem jej usta.
- Riker, o co tu wszystko chodzi?
- My musielismy...
- Czyli ty też!? Nienawidzę was! - krzyknęła.
- Jasne spoko, spoko. Ale nie wydasz nas?
- Chyba oszalałes. Niby dlaczego mam was nie wydac?
- Laura proszę, zrobie wszystko! Proszę to dla nas ważne, później zrozumiesz. - modliłem się by się zgodziła.
- No...dobra. Nie wydam was, obiecuje. Ale udajemy, że tego nie było, nie znamy się i staramy o sobię zapomniec. 
- Jasne! Oczywiscie, co chcesz! - uwolniłem ją i wyszlismy. Czekałem 5 minut by przyzwyczaiła się do słonca. - No to czesc.
- Pa. - odeszlismy w swoją stronę. 
*Laura
   To było dziwne uczucie. Wyobraź teraz sobię, że przetrzymują cię w piwnicy, wychodzisz i tak spokojnie odchodzisz nikomu nic nie robiąc. Wracasz do domu i walisz tekst " Nic mi nie jest. Zgubiłam się tylko, jest spoko. Pa. " Tak było w moim przypadku. Minął już tydzień od tamtej sprawy, nikt o nic nie pyta, i dobrze. Lynch'ów omijam jak najbardziej. Tamta sprawa na mnie wpłynęła. Zamknęłam się w sobie, i to widzę. Zmieniłam styl, wszystko! Z uroczej dziewczynki ubranej w różne pastelowe kolory, lekki makijaż, lekko falowane włosy stała się się silna nastolatka. Teraz mam ciemne włosy, mocny makijaż, czarne rurki, skórzaną kurtkę, glany lub martensy, wszytko inne. Mi to pasuje, tamtej Laury nie ma, była ale nie będzie, możecie im podziękowac. Zniszczyli wszystko co było kiedys we mnie. Był słoneczny poranek, poczatek lipca, wakacji. Ubrana w czarną piżame zeszłam na dół.
- Dzień dobry Lau. - powiedziała mama.
- Czesc. - odpowiedziałam i podała mi nalesniki. - Dzięki. 
- Widzę, że zmieniłas styl.
- Tak, potrzebowałam zmiany. Czuje się taka lepiej. 
- Cos cię gryzie? Chcesz pogadac? - Oczywiscie1 Oczywiscie, że chce! Ale kim teraz jestem? Zamkniętą w sobię dziewczyną, która od czasu do czasu rysuje sobię kreski na nadgarstku, dziewczyną która czasem płacze po nocach wspominając tamte dni. Dziewczyną pamiętającą tych fałszywych przyjaciół. Odpowiedź była raczej prosta.
- Nie. Wszytko jest spoko. - wstałam i poszłam się ubierac. 
   Już widzicie kim się stałam. Dorysowałam jeszcze jedną kreskę do kolekcji. Gdy rysowałam do mojego pokoju wpadła Vanessa, na szczęscie wiedziała, że jestem taką artystką.
- I co? Raz przyciszniesz za mocno, wykrwawisz się i umrzesz a on i tak będzie miał to w dupie. - powiedziała i wyszła. Miała racje. Co kolwiek będę sobie robiła on to będzie miał w dupie. Musiałam się przejsc.
*Ross
   Szedłem sobię ulicą i nagle się zatrzymuje. Nie wierze. Czy to Laura!? Co ona ze sobą zrobiła? Całkiem zmieniła styl. Ale nie to mnie najbardziej przeraziło, najbardziej przeraziło mnie to, że ma kreski na nadgarstkach a jedna z nich krwawi. Cholera, co ja zrobiłem! Jestem...powiedzmy szczerze, jestem Tępym Chujem! Jak mogłem cos takiego zrobic tej uroczej dziewczynie?! Kretyn, kretyn, kretyn. Podbiegłem do niej. 
- Ross?! Co ty tu robisz?! - cofnęła się. Przyglądałem się jej uważnie, peszyło ją to trochę. 
- Nie wierze...nie wierze jak mogłem ci to zrobic! Wiem, że masz mnie teraz w dupie, że wszytko to co ci teraz mówię uważasz ze kłamstwo. Tak wiem, jestem straszny. Ale zrozum, że żałuje! Płacze...tak płacze po nocach! Zastanawiam się jak mogłem ci cos takiego zrobic! I nie jestes jedyna! Też już nie mogę życ! - odsłoniłem rękawy, pokazałem pociętę nadgarstki. 
- Schowaj to. - odpowiedziała. 
- Proszę, możesz mi teraz wygarnąc wszystko, dosłownie wszystko! Przepraszam cię, naprawdę! - popłakałem się. Wole już tego nie zakrywac, bo po co? Ona tylko na mnie spojrzała...i przytuliła? 
- Wybaczam. - szepnęła. 
   Wrociłem z nią do domu, spotkalismy tam Riker'a. Był w szoku gdy zobaczył Lau, ale to co mi powiedział było straszniejsze. 
- Ross...jestem ojcem! - powiedział.
- Co? Ja pierdole! Co ty gadasz?! 
- Nie wiem jak...ponoc mam dziecko z...z Lucy. Nie marzyłem o dziecku, a w szczegulnosci teraz! Co mam zrobic.
- Nie wiem... - odpowiedziałem, ale po tym wtrąciła Laura.
- Proste. Poczekaj 9 miesięcy i zobaczysz czy to twoje dziecko.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto 6 rozdział dla was. Liczę na komentarze bardziej typu co ccielibyscie zobaczyc w następnym rozdziale, wasze reakcje po przeczytaniu i wgl. A nie tylko " Czekam na next " , aaa po prostu komenujcie, pa! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz