- From the new ... at the beginning it was not you. "
*Laura
Było południe. Chodziłam z Vanessą po sklepach i kolejny raz opowiadałam jej tę samą historie.
- Och! Zawszę jak u ciebie dzieje się cos ciekawego to mnie przy tym nie ma!
- Jezu, mówię ci, że wcale nie chciałabys tego przeżyc! - tłumaczyłam jej.
- Aaaa ta jaaasne. Cały dzień z Ross'em, chyba byłas szczęsliwa, co nie? - pusciła mi oko.
- Szczesliwa? Nie, dziękuje. - zakończyłam temat, tak samo jak zakupy.
Dzis rano od 6:00 do 10 opowiadałam wszystkim w domu co się wczoraj działo, nie wiem dalej czemu mają taką podjarkę. Postanowiłam odnowic z każdym kontakt. Najpierw zrobiłam z mamą obiad, później pomogłam van sprzątac pokój a na koniec z tatą kosiłam trawnik itp. Zjadłam obiad i postanowiłam się zdrzemnąc.
*Ross
Podczas obiadu wszyscy słuchalismy Rydel, opowiadała co się działo przez ten czas. Okazało się, że zanim została porwana była na ogrodzie. Ktos nałożył jej worek na głowę, związał i porwał. Zamknął pod ulicą, ale na szczęscie nic jej nie zrobił.
- Trzeba złapac tego szczyla! - krzyczał Riker.
- No co ty -,- - odpowiedział Rocky.
- Dellus, nie pamiętasz kto to był? - zwrócił się do niej Ratliff.
- Niestety nie. Miał kominiarkę.
- Fuck...- zadzwonił mi telefon. - Już biegnę!
- Ross, o co cho? - zapytał Rocky.
- Pod oknem Lau jest jakis gach...- ubrałem buty i zobaczyłem, że Rocky, Riker i Ell biegną za mną. Żeczywiscie, ktos stał.
- Kim jestes...? - zapytałem go.
- Nikim ważnym dla ciebie.
- Odpowiadaj bo zaraz ci ten usmiech zryje z mordy! - zagroził mu Rocky.
- Ojej, już się boje...- naskoczyłem na niego i przywaliłem do ziemi.
- Ross! co ty wyprawiasz!? - krzyknęła z góry Vanessa.
- Yyyyy...chronie wasz dom? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Pochwili zbiegła. Okazało się, że facet pomyslił okna, był to jej chłopak.
- Czyli masz chłopaka...- powiedział Riker.
- Tak, ale to raczej nie wasz interes. Wynocha! - krzyknęła. Poszlismy.
*Riker
- Riker...masz goscia. - powiedziała mama i zobaczyłem Lucy.
- Chodź na górę. - zwróciłem się do niej.
Gdy wchodzilismy na górę wiedziałem już, że ta rozmowa będzie na temat tego, że jest ojcem jej dziecka. Na pewno nim nie jestem! Przecież my jeszcze nie współżylismy! Otworzyłem drzwi z napisem " I hate school - Riker " i weszlismy do mojego pokoju. Ja usiadłem na krzesle przy biurku a ona na łóżku. Przez chwile ciszy zdązyłem się na maksa zniecierpiwic.
- Dobra, co co przyszłas? - zapytałem chamsko.
- Może trochę grzeczniej do matki twojego dziecka...
- Mojego dziecka?! Ogarnij się! To nie jest moje dziecko, nie uprawialismy seksu!
- Jak to nie? A tamta noc, gdy byłes totalnie pijany...- powoli zaczynałem jej wierzyc, nawet nie wiem czemu!
- Chyba nic się nie wydarzyło...
- Wydarzyło, wydarzyło. Byłes pijany i wiesz co dalej...
- Skoro to się wydarzyło to czemu mnie nie powstrzymałas!?
- Nie wiem...bo tego chciałam. W dodatku się zabezpieczylismy, nie wiem co poszło nie tak!
- Dobra, koniec. Wyjdź. - odprowadziłem ją wzrokiem i zniknęła z mojego pola widzenia.
Po chwili przyszedł do mnie Ross. Opowiedziałem mu o wszystkim, nie wiedzielismy co zrobic.
- Na koniec zrób test na ojcostwo, zobaczymy ;) - wyszedł.
Po chwili zszedłem na mecz na TV , w końcu są ' Mistrzostwa Świata 2014 ' a to nie byle co.
*Laura
Skoro zaczęły się wakacje postanowiłam wziąsc się w garsc. Poszłam do szkoły by zapisac się na letnie zajęcia z Biologii, ponieważ tamtego roku szła mi nieco gorzej. Spotkałam tam też pare osób, musiałam aż się ustawiac w kolejce. Zobaczyłam dziewczynę, którą kojarzyłam z podstawówki.
- Nora? - zapytałam.
- Tak słucha...- urwała - Laura!
- Nora, hej! Co tu robisz?
- Ja? W końcu się przeprowadziłam z Moonwalk i jestem tu! Będę chodzic tutaj do szkoły, niestety do ostatniej już klasy. Postanowiłam pociwiczyc...
- Biologie? - dokończyłam.
- Tak, skąd wiedziałas. - zasmiała się.
- Nie wiem...ja też.
Gdy tylko się zapisałysmy postanowiłam ją trochę oprowadzic po L.A, to jest naprawdę piękne miasto! Zabrałam ją do mojego ulubionego ( kiedys ) sklepu.
- To serio twój ulubiony sklep? - niedowierzała.
- Tak, skąd te wątpliwosci?
- No bo...jak tak na ciebie patrze to widzę, że masz kompletnie inny styl niż taki jaki oferuje ten sklep. - miała racje. Nie chcę wracac do tego czemu go zmieniłam.
- Po prostu zmieniłam styl. Koniec, kropka.
Około zmroku skończyłysmy. Okazało się, że mieszkała pod L.A więc trochę daleko. Trochę ją od prowadziłam. Było już całkiem ciemno.
- Proszę odprowadz mnie do końca!
- Nie mogę. Jest już ciemno i późno...
- To przenocujesz u mnie! - wzięła mnie pod ramie i ruszyłysmy.
Jej dom był bardziej w stylu wiejskim. Dom miał werande, wchodząc odłożyłam płaszcz i buty w przedpokoju. Przywitałam się z jej rodzicami.
- Sorka, jednak nie możesz nocowac. - zrobiła smutną minę. Ja pierdole! I jak wrócę do domu?!
- Nie no spoko...nic się nie stało. - powiedziałam i zdawało mi się, że za oknem widzę cień.
- A chcesz gorącej czekolady? - zaproponowała.
- Nie, lepiej będzie jak już pójdę. Zaraz zrobi się totalnie ciemno.
- Może cię podwiesc? - zaproponowała jej mama.
- Jeżeli to nie problem...- odpowiedziałam i po chwili siedziałam w aucie.
Kiedys znaczenie słowa " podwiesc " było, że prosto pod dom. A jednak podwiozła mnie do znaku z napisem " Welcome to Los Angeles! " . Powiedziała, że dalej już sobię poradzę i odjechała. Gdy tak szłam i szłam usłyszałam krzyk przedzierający się z lasu, zchowałam się za murawym płotem jakiegos domu, którego zapaliły się swiatła. Jakas postac wyszła przed dom. Wstałam, otrzepałam się i ruszyłam dalej.
- Przepraszam ale czy ktos przypadkiem nie krzyczał? -zaniepokoiła się kobieta.
- Tak. Z tamtego lasu. - wskazałam palcem. - Kobiecy głos.
- Rany boskie! - krzyknęła i schowała się do domu.
Zaczynałam się bac. A do mojego domu została godzina spaceru, nie, nie dam rady!
- Halo? - zapytał Ross po 3 sygnale.
- Ross. Możesz po mnie przyjechac?
- Laura, jest godzina 23:48 , gdzie ty niby jestes o tej godzinie?
- Na Holweater przy granicach L.A. Nie pytaj czemu. Przyjedziesz?
- Tak. Będę za...
- Masz byc szybko! Tu dzieje się cos dziwnego... - rozłączyło. Ani ja ani on. Jeszcze bardziej się bałam. Po jakis 10 minutach usłyszałam kolejny krzyk i odgłosy szczelaniny z lasu. Nie to już za wiele. Wysłałam SMS'a do Ross'a.
" Gdzie jestes? Z lasu dochodzą krzyki i strzelanina...boje się. "
Po dwóch minutach doczekałam się odpowiedzi.
" Już jestem. Widzę cie. Zaraz podjadę. "
Chwile po tym siedziałam w ciepłym wnętrzu auta.
- Co się dzieje z tym swiatem. Najpierw porywają mi siostrę, jakas tępa dzida wskakuje nam na maske, krzyki i szczelanina w lesie...to nie wygląda dobrze. - powiedział.
- No wiem. Mieszkam tu już z 5, 6 lat i było spokojnie! A teraz...teraz zacząło się wszystko psuc.
- Chyba możemy przyznac, że to przeze mnie...
- Oj nie, to nie przez ciebie! Co ty se wmawiasz?! Nie wymyslaj. Taki jest swiat, tego nie zmienisz. - odpowiedziałam.
Gdy dojechalismy pod dom pożegnałam się z nim i wróciłam do siebie. Musiałam się wyspac, jutro idę do szkoły.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No więc jak widac, dodałam nowy rozdział! Jej!
I powoli robią się bardziej grube afery. Jestescie ciekawi w kim się kryje morderca?
Podpowiedź: Tak na prawdę, najmniej się możesz spodziewac, że to on.
Może kłamie? Może to nie jest poprawna podpowiedź?
No cóż, zobaczymy. Następny rodział bardzo niedługo ;*
Komentujesz = Motywujesz <3
Cudo;)
OdpowiedzUsuń